Kto nam pomaga lokalnie? – wywiad z Jackiem Witkowskim ze Stowarzyszenia Przyjaciół Solca
Jacek Witkowski – prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Solca z Solca nad Wisłą, absolwent programu Liderzy PAFW, pomysłodawca i lider projektu „Wisła wraca do Solca” mówi o tym, dlaczego dla mieszkańców Solca rzeka jest tak ważna.
Co skłoniło Was do tego, żeby tematem projektu uczynić samą rzekę?
Ta decyzja była zupełnie naturalna. Stowarzyszenie Przyjaciół Solca od paru lat działa w tym właśnie obszarze, odnawiamy tradycje wiślane. Chcielibyśmy, żeby Wisła zagościła w świadomości ludzi, nie tylko fizycznie, ale i mentalnie, stąd metaforyczna nazwa projektu – „Wisła wraca do Solca”.
Co w takim razie musiało się zadziać, żeby Wisła wróciła do Solca? Czy mieszkańcy odkryli rzekę na nowo?
Ten powrót to długotrwały proces, a my jesteśmy zaledwie na początku drogi: uświadamiania mieszkańcom Solca, że mogą wykorzystywać to, że mieszkają nad Wisłą. Projekt jest skierowany do ludzi młodych, którzy wychowywali się nad rzeką, a czasami nie mają z nią prawie żadnego kontaktu. Na początku przeprowadzaliśmy badania – chcieliśmy przekonać się, jakie miejsce zajmuje rzeka w świadomości uczniów naszej szkoły średniej. Okazało się, że jest gorzej niż przypuszczaliśmy. Trudno było zacząć, i to nie tylko z tego powodu. Na początku władze szkoły pozwoliły nam działać, ale same się nie angażowały. Ale potem nauczyciele, którzy wcześniej byli zdystansowani zaczęli współpracować. Teraz szkoła chce realizować projekt programu edukacyjnego: jedna klasa w szkole średniej w Solcu miałaby być wodniacka – to byłby ewenement w skali kraju.
W Waszym projekcie dużo miejsca poświęcacie młodzieży, prawda?
Tak. Co prawda wyszliśmy od tego, że dobrem wspólnym jest Wisła, ale w trakcie realizacji projektu okazało się, że dobrem jest właśnie młodzież szkolna. Solec jest małą miejscowością, ale ma dużą szkołę średnią. Stworzyła się taka enklawa szkolna, bo uczą się tu młodzi ludzie z całego regionu i mieszkają w internacie. Teoretycznie szkoła i internat mogłyby być ośrodkiem kulturalnym, ożywiać naszą gminę, ale niestety, nic takiego się nie dzieje. Dzięki projektowi zmieniły się relacje między młodzieżą a mieszkańcami Solca. My też nie mieliśmy wcześniej kontaktu z młodymi. Nasze stowarzyszenie działa w dwóch obszarach – turystyki i działalności kulturalnej. Kiedy zaczęliśmy pracować z młodzieżą, okazało się, że trzeba zrozumieć ich oczekiwania, wsłuchać się w to czego oni chcą. Na początku wydawało mi się, że to tacy abnegaci, których nic nie obchodzi i niczym się nie interesują, ale to dlatego, że nikt ich nie pyta, co chcieliby robić w wolnym czasie. Byłem zaskoczony, że na kurs sternika motorowodnego czy naukę wiosłowania zgłosiło się 80% dziewczyn, chociaż mogłoby się wydawać, że to taka aktywność dla chłopaków. Niesamowicie dużo się nauczyłem przy tych młodych ludziach.
Czy powódź wpłynęła na projekt, a jeżeli tak, to w jaki sposób?
Mało brakowało, a w ogóle nie udałoby się nam ruszyć z projektem. Zaczynaliśmy w 2010, kiedy wielka powódź zalała nasze tereny. Niektórzy mówili złośliwie, że to my ją wywołaliśmy: „Wisła wróciła do Solca i to jak” – śmiali się. Bo ludzie przechodzą od skrajności w skrajność – albo w ogóle nie dostrzegają rzeki, albo uważają, że trzeba się jej bać. W ich przekonaniu nie ma nic pomiędzy. Mamy nadzieję, że nasz projekt pokazał, że fenomen ruchomości stanów wysokich i niskich można oswoić. W związku z powodzią mieliśmy pewne problemy organizacyjne, ale przesunęliśmy zajęcia, i wszystko udało się zrealizować zgodnie z planem.
Czy dzięki projektowi powstały nowe, albo poprawiły się istniejące relacje między mieszkańcami?
Na pewno poprawiły się relacje międzypokoleniowe. Co prawda mało osób z samego Solca wzięło udział w projekcie. Młodzież solecka uważa, że umie pływać i że to wystarcza, a biorąc udział w projekcie takim jak ten niczego nowego się nie nauczy. Ale ci, którzy uczestniczyli w organizowanych przez nas zajęciach mówili innym, jakich ciekawych rzeczy mieli okazję się nauczyć. Mamy więc nadzieję, że w przyszłości będzie także więcej młodzieży miejscowej. Można chyba powiedzieć, że się rozkręciliśmy, zaprawiliśmy w bojach z młodzieżą. Chcemy zrobić kolejny projekt, który będzie kontynuować temat Wisły i ponownie zaangażuje młodzież.
Czego by nie było bez projektu „Wisła wraca do Solca”?
Z pewnością nasze stowarzyszenie nie skierowałoby tak dużego zainteresowania na młodzież. No i nie byłoby tej satysfakcji, że się udało, że nie zmarnowaliśmy pieniędzy, które dostaliśmy. Stowarzyszenie Arka z Radomia nie było zbyt zainteresowane tą tematyką, ale poświęciło ten projekt dla nas i mogliśmy zrealizować własne pomysły. Myślę, że partnerstwo małej organizacji z dużą to dobry pomysł. Dla nas to była duża szansa, jesteśmy małym lokalnym stowarzyszeniem i będąc w partnerstwie, bardzo się staraliśmy nie zawieść zaufania dużej organizacji, jaką jest Arka.
Czy to, że byłeś w Szkole Liderów miało wpływ na sukces projektu?
W naszym stowarzyszeniu jest trzech absolwentów Szkoły Liderów z różnych edycji. Moim zdaniem Szkoła Liderów daje praktyczną wiedzę i otwiera myślowe horyzonty. Ludzie, których tam spotkałem, nie boją się, mają niesamowity potencjał do działania. Dzięki Szkole Liderów widziałem jakie fantastyczne rzeczy się dzieją w małych miejscowościach w Polsce. To dało mi nowy ogląd tego, co sam robię.
Rozmawiała: Ewa Dmochowska